Jestem żoną turka z Turcji od 3 lat, znamy się w sumie lat 5 i ani razu nie usłyszałam, że czegoś mi nie wolno. Tylko by spróbował…o takiego (tu prosze wkleić sobie słynny gest Kozakiewicza) może mi nie pozwolic. Żenił się z Polka a nie z Turczynką więc sorka, ale tu panują inne zasady 😀
Wprawdzie oprócz jednego razu podczas rozmowy o hipotetycznym wyjściu sama z koleżanką wieczorem do pubu (na którą de facto i tak bym się nie zdecydowała, bo jeszcze się trochę boje chodzić sama po mieście po nocy, i nie wiem czy mi to przejdzie, szczególnie z ładną koleżanką z Polski blondynką) to nigdy nie usłyszałam, że czegoś moj by mi nie pozwolił. W ten opisany przeze mnie jeden raz i tak się zaraz wytłumazył, że nie byłoby to zbyt bezpieczne i ja się z zgadzam w tym przypadku konkretnym. Zastanawiam się jednak, czy to co dla nas brzmi dziwnie ze względu na to jak jestesmy wychowywane, czyli “nie wolno ci”, “nie zgadzam się”, w uszach Turków nie brzmi i nie oznacza tego co juz dla nas brzmi normalnie, czyli “martwił bym się”, czy “denerwowałabym się”. W wielu przypadkach może to jest po prostu kwestia innego doboru języka 😛 Poza tym myśle, że to działa podobnie jak zabranianie przez wielu Turków swoim dziewczynom noszenia mini i innych kusych strojów. Dla wielu z tych dziewczyn jest to oznaka tego, że facet jest o nią zazdrosny i się troszczy i pewnie wiele z nich pomyślałoby, że cos jest nie tak, skoro nagle ta mini mu nie przeszkadza. W każdym razie rzeczywiście nie raz dzięki temu można się z czegoś łatwo i ze zrozumieniem otoczenia wykręcić
Ten powyżej psot jest też mój (przez przypadek znowu wcisnęłam enter grrr). Miałam kiedyś znajomą, która mieszkała z turkiem, męzem i on jej na wiele rzeczy nie pozwalał, twierdził , ze to nie wypada: i tak, nie mogła sama do mnie autem przyjechać – nawet w te dni, kiedy mojego męza nie było , zawsze musiała przyjeżdżać ze swoim męzem, nie mogła sama wychodzić poza ich zamknięte osiedle, po zakupy tez z nim musiała jechać. Generalnie buntowałam ją po cichu, ale ona nie widziała w tym nic złego, więc odpuściłam. Jak teraz żyje, nie wiem, ale wiem, że ma już 2 dzieci i siedzi z nimi w domu cały czas…
Fajnie, ze o tym wspomnialas Ja tylko w zartach tak mowie, ze mi mezus nie pozwala ale u Turczynek (czy to mlodych siks czy to 50-letnich kobiet) slysze to nagminnie.
Tez enter poszedl za wczesnie 😀 Ani mnie maz, ani ja jego nie pytam o pozwolenie ale sie informujemy. Np mowie, ze ide do kolezanki Polki na piwo a pozniej dzwonie, ze piwo nie wyszlo i pijemy wodke On tak samo, pyta sie czy mam jakies plany wieczorem uwzgledniajace jego, bo jak nie to idzie gdziestam z kimstam
Ja też nie spotkałam się z zabranianiem mi czegoś. Sama mówię jeśli nie chcę by coś zrobił, że będzie mi smutno albo będę się zamartwiać – zazwyczaj działa. Natomiast uważam, że takie zabranianie sobie różnych rzeczy (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku) nie jest taką tragedią, bo w sumie w małżeństwie jesteśmy za siebie wzajemnie odpowiedzialni I zgadzam się z Agą – prawdopodobnie Turcy chcą przekazać to samo co Polacy, ale innymi słowami.
U nas panuje ta zasada ( pytania o pozwolenie) i można ją całkiem nieźle wykorzystać, ma to też swoją złą stronę, że mi też czasem mój Turek na coś nie pozwala i wtedy strasznie się denerwuje. Ja nie jestem zbyt buńczuczna ( przynajmniej w moim mniemaniu, w oczach mego Turka wygląda to nieco inaczej), ale w końcu nie jestem Turczynką i nie muszę się zgadzać na wszystko.
Wszystko ma swoje granice … “nie wracaj późno” lub “weź taxi żebym się nie martwił” czasem też “wolałbym, żebyś nie tam nie szła, bo…” lub “pójdziemy tam razem” czyli martwienie się czy też wyrażanie swoich obaw o drugą połówkę myślę jest zdrowym objawem w związku czasem zakazanie czegoś też może wyjść na dobre;
natomiast zakazywanie pójścia gdziekolwiek samej to już duża różnica.
Duże znaczenie ma też dobór słów, “nie idź bo będę się martwił” a “zabraniam Ci iść” ma jednak inne brzmienie i wzbudza inne emocje.
U nas panuje zasada informowania się nawzajem gdzie wychodzimy i po prostu rozmawiamy, do tej pory ta metoda się sprawdza.
Wydaje mi się, że jest to kwestia nazewnictwa i – jak już któraś pisała – doboru słów. A swoją drogą, dobrze mieć taką wymówkową broń i niezawodny argument 😉
Witaj,
Dośc niedawno spędziłam jakiś czas w Turcji. Poznałam wiele nowych osób, choć większość z nich to byli mężczyźni, ale miałam też 2 koleżanki. Z dziewczynami piszę do dziś, chyba się zaprzyjaźniłyśmy już na miejscu, ściskały mnie, całowały w policzki, śmiały się ze mną, na pożegnanie dostałam też bransoletkę i życzenia szybkiego powrotu do tego kraju. Z facetami jak to z tureckimi facetami… dokładnie tak jak opisywałaś na blogu – trzeba było sobie zrobić miejsce “w stadzie”, wyrobić szacunek, co nie było łatwe przy ciągłym podrywaniu w różny sposób. I chyba mi się to udało, bo po pewnym czasie traktowali mnie już zupełnie inaczej niż wszędzie obecne tam ruski, które ciągle zaliczali… Uczyli mnie niektórych słów w ich języku (a ja ich w naszym, z czego mieliśmy niezły ubaw), przedstawiali mnie swoim znajomym/dziewczynom, zauważyłam też, że bardzo na mnie uważają. Jak chciałam coś do picia – dostawałam jako pierwsza, jak byłam smutna – robili wszystko żebym tylko się uśmiechnęła. Dostawałam kwiatki bez słów, bez okazji, bez zarywających uśmiechów. Jak byłam chora – “mój” Turek (o tym później) poczuł się w obowiązku od razu dostarczyć mi leki, a później regularnie przynosić herbatę lub sok. Zdarzyło mi się też, że “mój” Turek uratował mnie przed takimi dwoma idiotami spoza naszej grupy. I tak możnaby wymieniac. Czułam się jak księżniczka.
Myślę, że duży wpływ na to miał fakt, iż 1 Turek zakochał się we mnie. Nie chciał zaciągnąć mnie w krzaki czy do łóżka, tylko zwyczajnie sprawić bym została w kraju i go kochała. Nigdy PRZENIGDY nie spojrzał niżej niż na moją twarz, nigdy nie widziałam go podrywającego jakaś turystę czy nawet turczynkę. A jak zobaczył kiedy rozmawiam na uboczu z innym polakiem, którego on nie znał, to choć z zewnątrz wydawał się oceanem spokoju, w środku wszystko mu się gotowało (co uświadomił mi później), był zazdrosny tą swoją turecką zazdrością o której kiedyś pisałaś… nawet pomyślał, że chcę mu zrobić na złość, chce żeby był zazdrosny… Nie chcę tu opisywac tego co się działo, ale uważał mnie za swoją dziewczynę. Jak napomknęłam, że chciałabym poznac jego mamę (mieszka w innym miejscu), to specjalnie dla mnie zrobił jej zdjęcie. Rozmawiał też z nią o związku z europejką chrześcijanką i podobno nie ma nic przeciwko.
Bardzo dużo czytałam od powrotu do Pl, zaciekawiła mnie tamtejsza kultura, realcje damsko-męskie, zwyczaje, w ogóle wszystko… naprawdę dobrze się tam czułam. Nie miałam tak wcześniej w żadnym innym kraju. Ale wracając do tego po co napisałam do Ciebie: czytałam dziś nieco koran i zastanwiam się jak się odnosisz do kilku punktów: ” 220. Nie wchodź w małżeńskie związki z niewiernymi, póki nieprzyjmą wiary twojéj; prawowierna niewolnica lepszą jest od bałwochwalczéj wolnéj kobiety, chociażby ostatnia, bardziej ci się podobała. Nie wydawaj córek twoich za niewiernych, dopóki wiary twojéj nie przyjmą; niewolnik wierny, lepszy jest od wolnego niedowiarka, chociażby ten był ci przyjemniejszy, wystrzegaj się takowych małżeństw, bo one zaprowadzą do piekła.” ” Wasze żony, są to wasze pola, uprawiajcie je, ilekroć wam podobać się będzie. Serca wasze uzbrójcie, bójcie się Pana i pamiętajcie, że do Niego znowu powrócicie. Mahomecie, głoś wiernym dobro, które ich czeka.”
Nie pamiętam kiedy i czy kiedykolwiek ktoś z moich znajomych usłyszał ode mnie słowa “Erhaniątko mi nie pozwoli”, natomiast znajomi E słyszą “Daria mi nie pozwoli” dość często.. Niektóre sprawy uzgodniliśmy na początku typu: na imprezy sami ze znajomymi nie wychodzimy, czy tez z płcią przeciwną się nie kontaktujemy.. To, że ja jestem “szyją” i muszę “kręcić głową” wyszło z czasem.. Wole nie myśleć co by było gdybym słuchała jego “zadzwonie”, “później to zrobie”, “ja z nim pogadam”, “mamy czas” itp.. Dlatego zasady też ustalam ja 😉 ale żeby nie było, mój turek potrafi się postawić i przedwczoraj po sprzeczce gdy chciałam wyjść to pozamykał mi drzwi, zabrał klucze i stwierdził, że jeśli mu nie wolno zostawiać mnie samej w domu to mi też, a poza tym jest późna godzina i tak w ogóle to on teraz też ustala zasady, a nowa zasada brzmi “nie wolno Ci zostawiać mnie samego w domu” 😉
Anonymous
August 28, 2013 at 17:36 (11 years ago)Jestem żoną turka z Turcji od 3 lat, znamy się w sumie lat 5 i ani razu nie usłyszałam, że czegoś mi nie wolno. Tylko by spróbował…o takiego (tu prosze wkleić sobie słynny gest Kozakiewicza) może mi nie pozwolic. Żenił się z Polka a nie z Turczynką więc sorka, ale tu panują inne zasady 😀
Aga
August 28, 2013 at 17:37 (11 years ago)Wprawdzie oprócz jednego razu podczas rozmowy o hipotetycznym wyjściu sama z koleżanką wieczorem do pubu (na którą de facto i tak bym się nie zdecydowała, bo jeszcze się trochę boje chodzić sama po mieście po nocy, i nie wiem czy mi to przejdzie, szczególnie z ładną koleżanką z Polski blondynką) to nigdy nie usłyszałam, że czegoś moj by mi nie pozwolił. W ten opisany przeze mnie jeden raz i tak się zaraz wytłumazył, że nie byłoby to zbyt bezpieczne i ja się z zgadzam w tym przypadku konkretnym. Zastanawiam się jednak, czy to co dla nas brzmi dziwnie ze względu na to jak jestesmy wychowywane, czyli “nie wolno ci”, “nie zgadzam się”, w uszach Turków nie brzmi i nie oznacza tego co juz dla nas brzmi normalnie, czyli “martwił bym się”, czy “denerwowałabym się”. W wielu przypadkach może to jest po prostu kwestia innego doboru języka 😛 Poza tym myśle, że to działa podobnie jak zabranianie przez wielu Turków swoim dziewczynom noszenia mini i innych kusych strojów. Dla wielu z tych dziewczyn jest to oznaka tego, że facet jest o nią zazdrosny i się troszczy i pewnie wiele z nich pomyślałoby, że cos jest nie tak, skoro nagle ta mini mu nie przeszkadza. W każdym razie rzeczywiście nie raz dzięki temu można się z czegoś łatwo i ze zrozumieniem otoczenia wykręcić
Ingalill
August 28, 2013 at 17:39 (11 years ago)Ten powyżej psot jest też mój (przez przypadek znowu wcisnęłam enter grrr). Miałam kiedyś znajomą, która mieszkała z turkiem, męzem i on jej na wiele rzeczy nie pozwalał, twierdził , ze to nie wypada: i tak, nie mogła sama do mnie autem przyjechać – nawet w te dni, kiedy mojego męza nie było , zawsze musiała przyjeżdżać ze swoim męzem, nie mogła sama wychodzić poza ich zamknięte osiedle, po zakupy tez z nim musiała jechać. Generalnie buntowałam ją po cichu, ale ona nie widziała w tym nic złego, więc odpuściłam. Jak teraz żyje, nie wiem, ale wiem, że ma już 2 dzieci i siedzi z nimi w domu cały czas…
Anonymous
August 28, 2013 at 17:39 (11 years ago)Fajnie, ze o tym wspomnialas Ja tylko w zartach tak mowie, ze mi mezus nie pozwala ale u Turczynek (czy to mlodych siks czy to 50-letnich kobiet) slysze to nagminnie.
Anonymous
August 28, 2013 at 17:47 (11 years ago)Tez enter poszedl za wczesnie 😀 Ani mnie maz, ani ja jego nie pytam o pozwolenie ale sie informujemy. Np mowie, ze ide do kolezanki Polki na piwo a pozniej dzwonie, ze piwo nie wyszlo i pijemy wodke On tak samo, pyta sie czy mam jakies plany wieczorem uwzgledniajace jego, bo jak nie to idzie gdziestam z kimstam
Marta
August 28, 2013 at 19:07 (11 years ago)Ja też nie spotkałam się z zabranianiem mi czegoś. Sama mówię jeśli nie chcę by coś zrobił, że będzie mi smutno albo będę się zamartwiać – zazwyczaj działa. Natomiast uważam, że takie zabranianie sobie różnych rzeczy (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku) nie jest taką tragedią, bo w sumie w małżeństwie jesteśmy za siebie wzajemnie odpowiedzialni I zgadzam się z Agą – prawdopodobnie Turcy chcą przekazać to samo co Polacy, ale innymi słowami.
Melike
August 28, 2013 at 22:20 (11 years ago)U nas panuje ta zasada ( pytania o pozwolenie) i można ją całkiem nieźle wykorzystać, ma to też swoją złą stronę, że mi też czasem mój Turek na coś nie pozwala i wtedy strasznie się denerwuje. Ja nie jestem zbyt buńczuczna ( przynajmniej w moim mniemaniu, w oczach mego Turka wygląda to nieco inaczej), ale w końcu nie jestem Turczynką i nie muszę się zgadzać na wszystko.
Maja
September 1, 2013 at 15:39 (11 years ago)Wszystko ma swoje granice … “nie wracaj późno” lub “weź taxi żebym się nie martwił” czasem też “wolałbym, żebyś nie tam nie szła, bo…” lub “pójdziemy tam razem” czyli martwienie się czy też wyrażanie swoich obaw o drugą połówkę myślę jest zdrowym objawem w związku czasem zakazanie czegoś też może wyjść na dobre;
natomiast zakazywanie pójścia gdziekolwiek samej to już duża różnica.
Duże znaczenie ma też dobór słów, “nie idź bo będę się martwił” a “zabraniam Ci iść” ma jednak inne brzmienie i wzbudza inne emocje.
U nas panuje zasada informowania się nawzajem gdzie wychodzimy i po prostu rozmawiamy, do tej pory ta metoda się sprawdza.
RodzynkiSultanskie
September 4, 2013 at 22:05 (11 years ago)Wydaje mi się, że jest to kwestia nazewnictwa i – jak już któraś pisała – doboru słów. A swoją drogą, dobrze mieć taką wymówkową broń i niezawodny argument 😉
RodzynkiSultanskie
September 4, 2013 at 22:10 (11 years ago)A swoją drogą nie mogę się przemóc do “kocam”, bo mi się za bardzo z “hocam” kojarzy
Jaris
September 9, 2013 at 18:42 (11 years ago)Witaj,
Dośc niedawno spędziłam jakiś czas w Turcji. Poznałam wiele nowych osób, choć większość z nich to byli mężczyźni, ale miałam też 2 koleżanki. Z dziewczynami piszę do dziś, chyba się zaprzyjaźniłyśmy już na miejscu, ściskały mnie, całowały w policzki, śmiały się ze mną, na pożegnanie dostałam też bransoletkę i życzenia szybkiego powrotu do tego kraju. Z facetami jak to z tureckimi facetami… dokładnie tak jak opisywałaś na blogu – trzeba było sobie zrobić miejsce “w stadzie”, wyrobić szacunek, co nie było łatwe przy ciągłym podrywaniu w różny sposób. I chyba mi się to udało, bo po pewnym czasie traktowali mnie już zupełnie inaczej niż wszędzie obecne tam ruski, które ciągle zaliczali… Uczyli mnie niektórych słów w ich języku (a ja ich w naszym, z czego mieliśmy niezły ubaw), przedstawiali mnie swoim znajomym/dziewczynom, zauważyłam też, że bardzo na mnie uważają. Jak chciałam coś do picia – dostawałam jako pierwsza, jak byłam smutna – robili wszystko żebym tylko się uśmiechnęła. Dostawałam kwiatki bez słów, bez okazji, bez zarywających uśmiechów. Jak byłam chora – “mój” Turek (o tym później) poczuł się w obowiązku od razu dostarczyć mi leki, a później regularnie przynosić herbatę lub sok. Zdarzyło mi się też, że “mój” Turek uratował mnie przed takimi dwoma idiotami spoza naszej grupy. I tak możnaby wymieniac. Czułam się jak księżniczka.
Jaris
September 9, 2013 at 18:55 (11 years ago)Myślę, że duży wpływ na to miał fakt, iż 1 Turek zakochał się we mnie. Nie chciał zaciągnąć mnie w krzaki czy do łóżka, tylko zwyczajnie sprawić bym została w kraju i go kochała. Nigdy PRZENIGDY nie spojrzał niżej niż na moją twarz, nigdy nie widziałam go podrywającego jakaś turystę czy nawet turczynkę. A jak zobaczył kiedy rozmawiam na uboczu z innym polakiem, którego on nie znał, to choć z zewnątrz wydawał się oceanem spokoju, w środku wszystko mu się gotowało (co uświadomił mi później), był zazdrosny tą swoją turecką zazdrością o której kiedyś pisałaś… nawet pomyślał, że chcę mu zrobić na złość, chce żeby był zazdrosny… Nie chcę tu opisywac tego co się działo, ale uważał mnie za swoją dziewczynę. Jak napomknęłam, że chciałabym poznac jego mamę (mieszka w innym miejscu), to specjalnie dla mnie zrobił jej zdjęcie. Rozmawiał też z nią o związku z europejką chrześcijanką i podobno nie ma nic przeciwko.
Jaris
September 9, 2013 at 18:59 (11 years ago)Bardzo dużo czytałam od powrotu do Pl, zaciekawiła mnie tamtejsza kultura, realcje damsko-męskie, zwyczaje, w ogóle wszystko… naprawdę dobrze się tam czułam. Nie miałam tak wcześniej w żadnym innym kraju. Ale wracając do tego po co napisałam do Ciebie: czytałam dziś nieco koran i zastanwiam się jak się odnosisz do kilku punktów: ” 220. Nie wchodź w małżeńskie związki z niewiernymi, póki nieprzyjmą wiary twojéj; prawowierna niewolnica lepszą jest od bałwochwalczéj wolnéj kobiety, chociażby ostatnia, bardziej ci się podobała. Nie wydawaj córek twoich za niewiernych, dopóki wiary twojéj nie przyjmą; niewolnik wierny, lepszy jest od wolnego niedowiarka, chociażby ten był ci przyjemniejszy, wystrzegaj się takowych małżeństw, bo one zaprowadzą do piekła.” ” Wasze żony, są to wasze pola, uprawiajcie je, ilekroć wam podobać się będzie. Serca wasze uzbrójcie, bójcie się Pana i pamiętajcie, że do Niego znowu powrócicie. Mahomecie, głoś wiernym dobro, które ich czeka.”
CorkaDiabla
May 30, 2014 at 17:50 (11 years ago)Nie pamiętam kiedy i czy kiedykolwiek ktoś z moich znajomych usłyszał ode mnie słowa “Erhaniątko mi nie pozwoli”, natomiast znajomi E słyszą “Daria mi nie pozwoli” dość często.. Niektóre sprawy uzgodniliśmy na początku typu: na imprezy sami ze znajomymi nie wychodzimy, czy tez z płcią przeciwną się nie kontaktujemy.. To, że ja jestem “szyją” i muszę “kręcić głową” wyszło z czasem.. Wole nie myśleć co by było gdybym słuchała jego “zadzwonie”, “później to zrobie”, “ja z nim pogadam”, “mamy czas” itp.. Dlatego zasady też ustalam ja 😉 ale żeby nie było, mój turek potrafi się postawić i przedwczoraj po sprzeczce gdy chciałam wyjść to pozamykał mi drzwi, zabrał klucze i stwierdził, że jeśli mu nie wolno zostawiać mnie samej w domu to mi też, a poza tym jest późna godzina i tak w ogóle to on teraz też ustala zasady, a nowa zasada brzmi “nie wolno Ci zostawiać mnie samego w domu” 😉